Ręce.
Piotrek, tak bardzo bolą mnie
ręce.
Obserwuję
uważnie każdy Twój ruch. Napinam mięśnie, gotów, by znaleźć się przy Tobie w
kilka sekund, jeśli będziesz tego potrzebować. Spojrzeniem odprowadzam Cię z
kuchni do sypialni, z sypialni do łazienki, z łazienki na taras. Kocham Twoje
kroki. Twoje ciche kroki będące jedyną melodią, której chciałbym słuchać do
końca życia. Boję się, że w pewnej chwili one ucichną. Bo odejdziesz tak
daleko, że już nie będę mógł ich słyszeć.
Jesteś
taka piękna. W swojej kruchości i delikatności taka silna, niezmordowana niczym
żołnierz pełniący wartę. Twoja twarz tak spokojna, mimo wszystkich tych złych
rzeczy, które non stop Cię spotykają, nie ma na niej ani odrobiny strachu. Jest
tylko ten delikatny uśmiech, jak gdybyś nie miała siły wyżej unieść kącików
tych malinowych, najpiękniejszych na świecie ust. To nic, że nie masz siły, ja
jestem tu, by Cię wesprzeć, by pomóc. By znaleźć się przy Tobie w kilka sekund.
Siedzisz
na beżowej kanapie otoczona zapisanymi kartkami. Czując na sobie moje
spojrzenie, unosisz głowę i uśmiechasz się delikatnie, odkładając przy tym
ołówek. Przesuwasz się delikatnie, starając się zamaskować grymas bólu, który
mimowolnie ukazuje się na Twojej pięknej twarzy. W kilka sekund jestem przy
Tobie, obejmując Cię. Chcę, byś przestała odczuwać ten cholerny ból. Chcę, byś
oddała mi choć jego część. Całuję Twoje malinowe usta, które z każdym dniem
wydają mi się coraz bardziej smakować jagodami. Może to zasługa tej herbaty,
którą ostatnio zaczęłaś pić? Delikatnie ujmuję Twoją dłoń, bojąc się, że każdy
mocniejszy uścisk sprawi Ci ból.
-
Piotrek, nie lubię, kiedy traktujesz mnie jak szkło – żalisz się, wtulając w
moją klatkę piersiową. Starasz się mocno mnie objąć, uścisnąć, bym poczuł, że
jest w Tobie jeszcze wiele siły, że nie jesteś słaba.
Nic nie
mówię, bo nie chcę Cię rozzłościć. Wiem, jak wiele wysiłku wkładasz w
nieokazywanie całego bólu, który odczuwasz. Nie chcesz sprawiać go mnie. Już o
tym rozmawialiśmy. Mam żyć, jakby nic się nie działo. Ale nie potrafię. Dlatego
każdy trening opuszczam jako pierwszy, nie mogę się skupić na grze i nie jestem
w stanie na dłużej zostawić Cię samej. Bo za bardzo się boję. Muszę być na tyle
blisko, by móc w porę się przy Tobie znaleźć. Muszę być blisko o dłoń.
-
Zobacz, zobacz, że nie jestem słaba – prosisz, kładąc dłoń na moim ramieniu.
Podnosisz się i całujesz mnie, starając się przy Tym pokazać całą Twoją
brutalność i całe pożądanie. Przybliżasz się do mnie, coraz mocniej napierając,
a ja daję się ponieść chwili. Pozwalam sobie na zapomnienie, na chwilę
nieuwagi. Coraz ciężej oddychasz, błądzisz dłońmi po moim torsie i ramionach,
stoisz na palcach, starając się jak najmocniej przycisnąć mnie do ściany.
Odpowiadam na Twoje pocałunki równie zachłannie, spragniony Ciebie jak jeszcze
nigdy wcześniej. Chyba już zapomniałem, jaka potrafisz być.
Trwamy
w tym szaleńczym pocałunku dobrych kilka minut, oboje tak bardzo pragnący
wzajemnej miłości. Siebie. Nie zauważyłem, kiedy po Twoim policzku spłynęła
pierwsza kropla. Kiedy jednak to spostrzegam, Twoja okrągła buzia jest już
zaróżowiona, a oczy czerwone od wylanych łez. Odsuwam się od Ciebie na
odległość ręki, by móc na Ciebie spojrzeć. Boję się, że zrobiłem Ci krzywdę, że
zapomniałem, jak bardzo muszę na Ciebie uważać. Kilka kolejnych łez naprędce
płynie po Twoim policzku, a ja nie mam odwagi, by je zetrzeć. Znów napierasz na
mnie, szukając moich ust, a kiedy delikatnie przytulam Cię do siebie, bijesz
mnie w pierś i całujesz moją szyję.
-
Laura, nie – mówię spokojnie – nie możemy.
Jesteś
wściekła. Jesteś na mnie tak bardzo zła, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej.
Jesteś zdenerwowana, bo chciałaś mi pokazać, że jesteś silna, że nic się nie
zmieniło, że wciąż jesteś sobą, a ja znów Ci to uniemożliwiam. Znów słucham
głosu rozsądku i w końcu łapię Cię za nadgarstki, byś przestała uderzać w moją
klatkę piersiową. Zalewasz się łzami, a Twoja twarz wykrzywia się w dziwnym
grymasie.
- Ręce
– łkasz cicho. – Piotrek, tak bardzo bolą mnie ręce.
Puszczam
je więc, przerażony, choć wiem, że to nie od mojego dotyku cię bolą. Ja miałem
być lekarstwem. Miałem Ci pomóc. Uratować. Odebrać Twój ból. Wybacz mi, że nie
potrafię.
Nogi.
Piotrek, tak bardzo bolą mnie
nogi.
Stoisz
przy oknie i wodzisz palcem po szybie. Wiem, że wsłuchujesz się w bębnienie deszczowych
kropli, od zawsze tak bardzo kochasz, kiedy pada. Podchodzę bliżej, przykładam
dłoń do Twojej i razem wędrujemy wśród deszczowych łez. Odwracasz głowę i
jesteś tak poważna, jak jeszcze nigdy wcześniej.
-
Piotr, chciałabym pójść na spacer – mówisz cicho, a ja nienawidzę się za to, że
będę zmuszony Ci odmówić. – Proszę. Tak bardzo chcę wyjść na spacer.
- Nie
możesz – odpowiadam, ale nie patrzę Ci w oczy. Za bardzo się boję.
Powoli
obracasz się cała przodem do mnie i wtulasz w moją klatkę piersiową. Czuję, jak
pierwsza z Twoich łez spada na moją koszulkę i dobiega mnie cichy płacz. Ujmuję
Twoją piękną twarz w dłonie i kciukami szybko ocieram mokre ślady na Twoich porcelanowych
policzkach. Starasz się uśmiechnąć, ale rezygnujesz z tego pomysłu, wciąż
wpatrując się głęboko w moje oczy. Nie mogę Ci ulec. Oboje wiemy, że nie mogę.
-
Piotrek, ale my tak bardzo chcemy iść na spacer. – Twój cieniutki głos brzmi,
jakby zaraz miało Ci go zabraknąć. Boję się, że pewnego dnia tak właśnie się
stanie, że nie będziesz miała na tyle siły, aby krzyknąć na mnie lub roześmiać
się głośno. Boję się, że przestanę Cię słyszeć. – Obie.
Zamykam
oczy i liczę powoli do dziesięciu. Wytaczasz przeciwko mnie najmocniejsze
działa, manipulujesz mną, choć wiesz, że ja tylko się o Ciebie martwię. Bo
jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł kiedykolwiek Cię stracić. Jesteś zbyt
idealna. Za bardzo Cię kocham, żeby nauczyć się żyć bez Ciebie. Dlatego wiem,
że musimy robić wszystko, co w naszej mocy, by nigdy mi Ciebie nie zabrakło.
-
Piotruś, przecież dam sobie radę. Przecież nic mi nie będzie – mówisz głosem
małej dziewczynki, kładąc przy tym Twoje delikatne dłonie na mojej klatce
piersiowej. Patrzysz spod tych długich czarnych rzęs, posyłasz te orzechowe
spojrzenia, choć wiesz, że nie jestem w stanie się im sprzeciwić. Grasz
niesprawiedliwie.
-
Chociaż spróbuj mnie zrozumieć – proszę, a Ty wzdychasz ciężko. – Staram się
Cię ochronić. Staram się obronić Was.
- Nie
ochronisz mnie przed nieuniknionym – prychasz cicho. – Już to uzgodniliśmy. A
teraz pozwól mi iść na spacer.
Brakuje
mi argumentów. Wiem, że nawet najbardziej racjonalnie z nich nie będą w stanie
Cię przekonać. Kręcę głową z rezygnacją i nie podoba mi się to, że tak łatwo Ci
na wszystko pozwalam. Twój uśmiech zdaje się jednak to wszystko wynagradzać.
Całujesz mnie naprędce w policzek i znacznie wolniej udajesz się do korytarza,
gdzie pod ścianą stoją Twoje ulubione kalosze w czarne kropki. Wciąż
uśmiechnięta wciągasz na siebie swój przeciwdeszczowy płaszcz i ze zniecierpliwieniem
tupiesz nogą. Nie przestajesz, aż znajduję się przy Tobie i złapawszy Cię za
rękę, otwieram drzwi.
Jesteś
tak niesamowicie piękna, idąc powoli otoczona chłodnymi deszczowymi kroplami.
Twoje, pierwszy raz od dawna, zaróżowione policzki zdają się okazywać, jak
wiele radości daje Ci ten jeden zwyczajny spacer. Pozwala Ci się poczuć jak
kiedyś. Nic nie mów, przecież to widzę.
Z
czasem jednak idziesz coraz wolniej, a Twoje kroki są mniej pewne. Lekko się
chwiejesz i widzę, jak dłonie zaciskasz w pięści. Kiedy jednak pytam, czy na
pewno wszystko w porządku, tylko się uśmiechasz, prawie niezauważalnie kiwając
przy tym głową. Znowu zapominasz, że przecież w ciągu ostatnich kilku lat
poznałem Cię na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy kłamiesz. Szybciej wtedy mrugasz.
Łapię
Cię za dłoń zwiniętą w pięść i zatrzymuję się, zmuszając Cię do zrobienia tego
samego. Podchodzę bliżej i staram się spojrzeć Ci w oczy, choć ciągle odwracasz
wzrok. Ból wypisany masz jednak na całej pięknej twarzy, a ja znów zaczynam
nienawidzić mojej słabości. Powinienem był Ci nie pozwolić, powinnaś była
zostać w domu. Powinnyście były. Bo kiedy znów próbujesz się uśmiechnąć i jak
gdyby nigdy nic ruszyć dalej, Twoja twarz wykrzywia się w mimowolnym grymasie,
a z oczu płyną długo powstrzymywane łzy. Zaciskasz zęby i trzęsiesz się, coraz
trudniej jest Ci złapać oddech, a ja jedyne, co mogę zrobić, to trzymać Cię za
rękę i przeklinać ten cholerny ból. Jeszcze trzy miesiące. Wytrzymaj jeszcze
trzy miesiące.
- Nogi
– szepczesz przez łzy. – Piotrek, tak bardzo bolą mnie nogi.
I wiem,
że poszliśmy o krok za daleko.
Wszystko.
Piotrek, boli mnie wszystko.
Budzę
się w nocy zaalarmowany Twoim krzykiem. Wijesz się na łóżku, zupełnie nie
zważając na to, że przecież jeszcze kilka godzin wcześniej każdy najmniejszy
ruch sprawiał Ci ból. Czuję przyspieszone bicie serca i cholerną niemoc. Nie
widzę sensu w zadawaniu pytań o to, co się dzieje, czemu, gdzie czy mogę jakoś
pomóc. Wiem, że nie mogę, że musi samo przejść.
Gładzę
Cię dłonią po włosach, chcę dotknąć każdego bolącego Cię miejsca i zabrać ból.
Wiem, że nie mogę. Delikatnie Cię obejmuję, a Ty zwijasz się najbardziej, jak
jesteś w stanie. Nie masz siły nawet na otwarcie oczu, już nawet nie krzyczysz.
Płaczesz tylko cichutko, rękami obejmując brzuch i znów drżysz na całym ciele.
Nie pytam, czy ból minął, wiem, że on nie odchodzi, czasem tylko jest
znośniejszy. Całuję Cię w czoło i sam powstrzymuję się od krzyku.
Tak
bardzo chciałbym Cię od tego wszystkiego uwolnić, być tym Aniołem, którym
zawsze mnie nazywałaś. Wiem, wiem, jak blisko jest już kres Twojego bólu, wiem,
jak niewiele czasu zostało do tego dnia. Nie czuję ulgi, boję się. Boję się o
Ciebie, o siebie, o Nią. O nas wszystkich się boję.
Bo
przecież nie jest dobrze nie czuć niczego. Dlatego boję się, że kiedy
przestaniesz odczuwać ten wyniszczający ból, będziesz zbyt zmęczona, by
wykrzesać w sobie jakiekolwiek emocje. Że nie będziesz w stanie uścisnąć mojej
dłoni, ani uśmiechnąć się na Jej widok. A przecież wiem, że tak bardzo byś
chciała. I wiem, że tak bardzo zasługujesz. Nigdy chyba nie pogodzę się z
niesprawiedliwością tego świata. Ty też, prawda? Ty też się nie pogodzisz?
- Skarbie mój, Ty śpij. Ty śpij, a ja,
Skarbie mój, do snu Ci będę grał. Kiedyś tam będziesz spodnie miał na szelkach,
kiedyś tam, kiedyś tam… Ale dziś jesteś mały jak muszelka, którą los zesłał nam
– nucę lekko fałszywie i uśmiecham się do wspomnień.
Zawsze
przed ważnymi meczami nuciłaś mi tę kołysankę, twierdząc, że przynosi
szczęście. Że odgania koszmary, wszelkie złe duchy i zmartwienia. Że potrafi
wyleczyć połamane serce i ukoić zszarganą duszę. A ja zawsze Ci wierzyłem.
Dlatego teraz śpiewam Ci ją z nadzieją, że miałaś rację i rzeczywiście tych
kilka fałszywych dźwięków wszystko naprawi.
-
Obiecaj – prosisz cicho – że będziesz tak śpiewał co noc.
Kiwam
głową, składając tym samym przysięgę i na potwierdzenie powtarzam ostatnie
zdanie kołysanki. Zamykam oczy, które zaczynają mi się szklić, robię to jednak
za późno i pierwsza z wielu łez spada na Twoje gorące czoło. Chwila… Przecież
wcześniej nie było aż tak gorące. A teraz cała jesteś zarumieniona, a Twoja
piękna twarz coraz częściej wykrzywia się w bolesnym grymasie.
-
Wszystko – szepczesz, nie otwierając oczu – Piotrek, boli mnie wszystko.
Nic.
Piotrek, mnie już zupełnie nic
nie boli.
Maluteńka
piąstka zaciska się na moim palcu wskazującym. Wpatruję się w niewielkich rozmiarów
zawiniątko i nie wiem, jak powinienem się zachować. Zewsząd obserwują mnie
różni ludzie, którzy co chwila wchodzą i opuszczają pomieszczenie. Leżysz tak
spokojnie i uśmiechasz się przez sen. Niezdrowa bladość zniknęła z Twojej
twarzy, a ja nie mogę się doczekać momentu, kiedy wreszcie otworzysz oczy.
Poruszasz
się. Ledwie zauważalnie przekręcasz głowę, prostujesz palce. Wyplątuję się z
Okruszkowego uścisku i jestem przy Tobie w kilka sekund. Jak zawsze. Jak
kiedyś. Ty uparcie się jednak nie budzisz, a ja nie wiem, jak długo mam jeszcze
czekać. Zdaje mi się, że od naszej ostatniej rozmowy upłynęły całe lata, w
rzeczywistości było to kilka dni, może godzin, w zasadzie – sam nie wiem.
-
Piotrek? – mamroczesz cicho, a ja mam ochotę krzyknąć ze szczęścia.
-
Jestem – zapewniam Cię natychmiast, ujmując Twoją dłoń.
Otwierasz
oczy i wodzisz nimi przez dłuższą chwilę. Sprawiasz wrażenie osoby, która po długiej
chorobie odzyskuje wzrok, która wreszcie może dostrzec wszystko, co ją otacza.
Szeptem prosisz, bym Cię pocałował. Nachylam się i delikatnie muskam ustami
Twoje czoło, policzki, nos. Uśmiechasz się.
- Gdzie
jest Hania? – pytasz, a ja wskazuję palcem miejsce, w którym znajduje się nasza
córka. Kiwasz lekko głową i uśmiechasz się najpiękniej na świecie. – Piotrek,
dla mnie jest za późno.
Kręcę
głową, zaciskając powieki najmocniej, jak potrafię. To nie jest prawda. To nie
może być prawda. Nigdy bym się na to nie zgodził. Poza tym przecież nie
zasłużyliśmy na taką niesprawiedliwość, prawda? Po tym wszystkim, co
przeszliśmy, teraz wreszcie miało być dobrze, miało być łatwiej. Na pewno nie
wiesz, co mówisz. Na pewno jest wyjście. Coś musi się dać zrobić.
- Nic –
mówisz z uśmiechem i niezachwianą pewnością – Piotrek, mnie już zupełnie nic
nie boli.
Nawet
nie zauważam, kiedy po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Unosisz rękę,
wplątujesz palce w moje włosy i ocierasz mokre ślady. Całuję Twoją dłoń i nie
wierzę. To przecież niemożliwe.
-
Kocham was – mówisz spokojnie, coraz ciszej.
Czy to
możliwe, że zostało nam tylko kilka chwil? Kilka sekund?
***
ja bardzo przepraszam za zakończenie, ale tak to jest, jak się do opowiadania wraca po kilkutygodniowej przerwie
z Piotrkiem, nie wiedzieć czemu, pracuje mi się dziwnie ciężko