We're just too different
I mean you're dead
Miałeś kiedyś tak, że budząc się rano byłeś najzwyczajniej w świecie zmęczony? Że brakowało ci energii na resztę dnia, choć ten dopiero się zaczynał? Dwa kubki kawy na wynos równie dobrze mogłyby być dwiema szklankami wody mineralnej, a kilka godzin snu - czasem poświęconym na beznadziejne wpatrywanie się w sufit?
Andrzej rzucił torbę treningową, wypełnioną po brzegi śmiedzącymi koszulkami w kąt, wzdychając przy tym ciężko.
- Melka, ty nawet nie wiesz, jak mnie denerwuje ten twój cholerny chichot. Błagam, opanuj się, bo głowa mi pęknie.
Złotowłosa dziewczyna pojawiła się w drzwiach prowadzących do kuchni z kubkiem do połowy wypełnionym zimną już herbatą. Patrzyła na niego z nieukrywanym rozbawieniem, nawet nie mrugając. Przestępowała tylko z nogi na nogę i w dość nienaturalny sposób wyginała stopy, na których miała czarne baletki.
- I te twoje usta - mruknął niezadowolony, podchodząc nieco bliżej. - Po co malujesz je czerwoną szminką? Już lepsze byłyby takie normalne, malinowe, twoje. Tych to się nawet całować nie chce, takie są sztuczne, zimne. Nie lubię, kiedy malujesz usta na czerwono.
Amelia zacisnęła krwistoczerwone wargi, udając urażoną, jednak w jej oczach wciąż błyskały radosne ogniki. Jego słowa spływały po niej, bo przecież wiedziała, że on wcale tak nie myśli, a ich imiona zupełnie do siebie nie pasują. Zresztą, i tak było już za późno, żeby czymkolwiek mogła się przejąć.
- I czemu zawsze nosisz czerwone sukienki? Nie pasują do ciebie, zupełnie tak jak te twoje usta. A do tego ja tak nie znoszę czerwonego, przecież wiesz. - Spojrzał na nią przelotnie, jak gdyby chciał ocenić, czy jest jeszcze coś, co mógłby skrytykować. - Mogłabyś chociaż raz dopić tą cholerną herbatę.
Blondynka zaśmiała się perliście, przyłożyła dłoń do ust i posłała siatkarzowi buziaka.
- Dnia byś beze mnie nie wytrzymał, Andrzej.
- A muszę przeżyć bez ciebie wieczność.
***
Siedzieli przed telewizorem na beżowej kanapie, oglądając wybitnie beznadziejny horror któregoś z amerykańskich reżyserów. Oboje już dawno zgubili wątek, założywszy, że takowy w ogóle istniał, i tak właściwie to wpatrywali się w ekran zupełnie bezcelowo. I nawet za rękę nie mógł jej złapać, a przecież tak bardzo chciał.
- Melka, możemy to wyłączyć i po prostu porozmawiać? - zapytał, czując, że znów dopada go ten melancholijny, melkowy nastrój. Dziewczyna spojrzała na niego wyczekująco. - No, bo wiesz, my prawie wcale nie rozmawiamy. I nawet nie wiem, co robisz całymi dniami, kiedy mnie nie ma. A przecież tak bardzo bym chciał to wiedzieć.
- Piję herbatę - odparła i wzruszyła ramionami, bo przecież herbaty było najzwyklejszą rzeczą na świecie. - Waniliową.
- Zawsze waniliową?
- Tak - potwierdziła, kiwając głową. - A ty? Co ty robisz, kiedy cię nie ma całymi dniami?
- Gram w siatkówkę, przecież wiesz - odpowiedział bez zastanowienia. - I uczę się, jak żyć, kiedy ty wolisz nie-być.
Amelia otworzyła już usta i uniosła ręce w geście protestu, kiedy Wrona jednym ruchem dłoni dał jej znać, by nic nie mówiła i mrugnął do niej znacząco.
- Klejdysz, wiesz przecież, że ja wiem, że ty nie chcesz. Ale to nie takie proste, kiedy ty całymi dniami tylko pijesz herbatę i nawet nie mogę cię przytulić. A najgorsza w tym wszystkim jest świadomość, że to wszystko na moje własne życzenie - urwał, krzywiąc się jakby w bólu. - A ty nie chcesz rozmawiać. Dlaczego nie chcesz rozmawiać, Melka? Tylko te twoje cholerne czerwone usta i paskudna sukienka... I po co ja tak wtedy narzekałem, co? - Schował twarz w dłoniach, nie dowierzając własnej głupocie i nieodpowiedzialności. - A było ci powiedzieć, że przecież jesteś idealna, nawet w tej pieprzonej kiecce i że się kocham jak nie wiem co... Może wtedy nie musiałabyś uciekać?
Amelia otarła łzę spływającą po bladym, zrobionym jakby z porcelany policzku i uniosła delikatnie kąciki ust w kolorze kwiatu maku.
- Może to po prostu miało tak być, żebyś polubił czerwony? - zasugerowała.
- Ale nienawidzę go jeszcze bardziej, Mela.
Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę i utkwiła wzrok w martwym punkcie, gdzieś ponad głową Andrzeja. Na zewnątrz dął silny wiatr, a krople deszczu złowrogo bębniły o szyby. Było źle, inaczej, nie tak.
- Ale wiesz, Amelia Klejdysz i Andrzej Wrona zupełnie do siebie nie pasują - uznała z niezachwianą pewnością.
- Natomiast my do siebie pasujemy. I pasują też Amelia i Andrzej Wrona... Wronowie? Wrony...?
- Gawrony - zachichotała w ten sam, denerwujący sposób. - Kto by pomyślał, że we mnie zakocha się Andrzej Wrona, co?
- Kto by pomyślał, że złamiesz mu serce? - odparł z bolesnym grymasem na twarzy.
- No, ale sam powiedz: siatkarz i baletnica nie idą razem w parze - ciągnęła blondynka, charakterystycznie kiwając głową.
- A niby dlaczego? Melka, nie szukajmy powodów, szukajmy Jutra - zaproponował.
- Jutro mnie nie ma, a ja nie mam Jutra. Skończyłam się Wczoraj, bo Wczoraj pokochało mnie tak bardzo, że już nigdy nie odda. - Wzruszyła ramionami, ale ramiona jej drżały i na pierwszy rzut oka widać było, że ledwo powstrzymuje się od płaczu. - Ale wiesz, mógłbyś mnie czasem odwiedzić.
- Mam cię odwiedzić we Wczoraj, kiedy sam czekam na Jutro? - zdziwił się. - Klejdysz, przez ciebie to ja się czuję czasem głupszy od Karola.
- Tak, byłoby mi bardzo miło, gdybyś odwiedził mnie w moim Wczoraj. Chociaż raz, to przecież nie tak dużo, prawda? Nawet, jeśli ty jesteś Jutrem. - Dziewczyna zamyśliła się, przygryzając wargę. Utkwiła wzrok w jego brązowych tęczówkach, tak przepełnionych miłością. - Tak właściwie to przecież już od dawna mógłbyś być czyimś Jutrem. Dlaczego nie jesteś czyimś Jutrem?
- Jestem twoim Dzisiaj, Klejdysz i bardzo bym nie chciał, żebyś została we Wczoraj.
- Ale ja muszę tam zostać, Andrzej. To jest droga jednokierunkowa, moja prywatna autostrada do piekła.
Siatkarz przeniósł wzrok ze złotowłosej dziewczyny na porcelanową baletnicę, stojącą na białej komodzie. Lalka miała blond włosy spływające kaskadami po nagich ramionach. Jej wątłe ciało zakrywała krótka, czerwona spódniczka, a wokół kostek oplecione miała czarne wstążki. I nawet wyraz twarzy miały ten sam.
***
Bełchatów, 32.11.2013
Melka!
Piszę do Ciebie z Jutra, choć czuję, że tak naprawdę nigdy tam nie przybędę. Będę tak tkwił, zawieszony gdzieś między Wczoraj a Dzisiaj; między Twoją i moją miłością; między prawdą a nami.
W tamtym dniu bolało mnie dosłownie wszystko. Każda najdrobniejsza kosteczka, każdy nerw. Bolało mnie serce i cała moja miłość do Ciebie. Bo to moja wina, że nie mamy już Jutra. Chciałem pobiec na koniec świata i rzucić się z wysokiego brzegu rzeczywistości prosto w ramiona Dnia Wczorajszego, krzycząc, że wszystko, co miałem przepadło. Że Ty mi przepadłaś, przesypałaś mi się między palcami jak ten cholerny piasek. Tak ulotna, krucha, nie-moja jak jeszcze nigdy wcześniej.
Wiesz, że ja wcale nie myślałem tak, jak mówiłem? Bo przecież ja Cię kocham tak samo w czerwonych sukienkach, jak w tych niebieskich. I nie mam Ci za złe tego, ile poświęcasz dla baletu. Ja wiem, że taniec to Twoja ucieczka, ale chyba za bardzo się bałem, że to ode mnie będziesz uciekać. A tego nie chciałem. Bo ja cię kocham najbardziej na caluteńkim świecie, Klejdysz i nie zniósłbym, gdybyś ode mnie uciekała. A i tak uciekłaś...
Kocham nazywać się moją Melką i patrzeć, jak Twój nos robi się czerwony w czasie zimowych spacerów. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym żyć bez patrzenia na Twoje czerwone usta i jak dopijasz swoją waniliową herbatę. I nienawidzę się najbardziej na świecie za to, że sobie to odebrałem. Ale chyba jesteśmy teraz zbyt różni, bo ja jestem z Jutra, a ty ze Wczoraj. Przynajmniej powinienem być...
Czarne wstążki ciasno oplecione wokół kostek, czerwona spódnica i usta w kolorze krwi. Złote włosy i oczy czarne jak małe węgielki. Za niczym nie będę tęsknił tak, jak za Tobą, Klejdysz.
Andrzej
Zgiął kartkę na pół i wsunął do koperty. Spojrzał przez okno i zobaczył spadające z nieba pierwsze płatki śniegu, blade zupełnie jak cera młodej baletnicy, która utkwiła we Wczoraj bez szans na Jutro i nigdy już nie zatańczy.
*
wreszcie, wreszcie, wreszcie!
bardzo tęskniłam za pisaniem na BMO, ale brak pomysłów, czasu i chęci...
no, w każdym razie wreszcie ruszyłam, a Andrzej i Melka bardzo mi pomogli (:
i jak wam się podoba pierwsze opowiadanie po tak długiej przerwie?
PS. horrorem, który oglądali Melka i Andrzej była ZABÓJCZA OPONA, czyli najgłupszy "horror" na świecie.
Klękajcie narody, Zuza jesteś genialna.
OdpowiedzUsuńCzytam i czuje się taka malutka.
To chyba dla mnie za trudne. Ale mimo wszystko takie piękne, najpiękniejsze.
wracaj tu częściej, wracaj z Mamutem! zasługuje, żeby tu być.
S.
Mój komentarz będzie najgłupszym komentarzem we wszechświecie, ale cóż zrobić, jak tylko to mam w głowie?
OdpowiedzUsuńJesteś genialna. Po prostu genialna. Tak pięknie piszesz, Przelewasz na internetową kartkę tyle magii, właśnie piękna, cudowności, oderwania się od teraz, od dzisiaj, przejścia gdzie indziej. W jakąś Nibylandię, krainę magii. Jesteś genialna, dziewczyno. A teraz komentarz dotyczący tej historii:
<3
I to by było na tyle. Nie mam słów, by przekazać, jak bardzo pokochałam całego tego bloga i tę jedną historię. I jeszcze Lifehouse.
Genialna jak zawsze.
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na więcej (już niedługo czytanie Twoich jednopartów stanie się moim nałogiem, dobrym nałogiem!) :*
nie jest najgłupszy, a najpiękniejszy! ♥
Usuńpopłakałam się aż, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy!
Twoje opowiadanie to idealny sposób na nierobienie ćwiczeń na zajęcia z panem Sławkiem.
OdpowiedzUsuń