Niech to
szlag. Czy on zawsze musiał mieć takiego cholernego pecha? No dobra, nie
zawsze, ale i tak zdecydowanie zbyt często. Z wściekłością kopnął w przebitą
oponę i wyjął z kieszeni telefon, chcąc zadzwonić po pomoc drogową. Nacisnął
kilka razy przycisk odblokowujący, ale nic się nie stało. Działaj, działaj, działaj. Nie trzeba chyba mówić, że komórka nie
zadziałała. Cóż, może nauczysz się wreszcie ładować telefon i zaczniesz wozić w
bagażniku zapasowe koło?
Miał ochotę uderzyć głową w drzwi
samochodu, który zawiódł go akurat w momencie, kiedy najbardziej go
potrzebował. Prawo Murphy’ego. Bartkowi zawsze wiatr w oczy. Nie był pewien,
jak daleko znajduje się najbliższa stacja benzynowa i wcale nie miał ochoty
tego sprawdzać. Przeklął głośno, obiecując sobie, że zacznie zwracać uwagę na
znaki drogowe. Szlag by to wszystko trafił. Ale najpierw – niech trafi jego, on
najbardziej zasłużył. Z nienawiści do bezczynności i, chwilowo, do samego
siebie zatrzasnął drzwi swojego auta, do tej pory pieszczotliwie zwanego „maszyną”
i zablokował zamki automatycznym pilotem. Pomodlił się, chyba pierwszy raz od
czasu swojej pierwszej komunii, żeby samochód nie uległ żadnej szkodzie i
ruszył przed siebie. Nie pamiętał, aby mijał niedawno jakąś stację benzynową,
dlatego udał się w przeciwnym kierunku. Pieprzone autostrady, cholerne opony,
zakichane telefony.
Wcisnął dłonie zwinięte w pięści do
kieszeni czarnej bluzy i szedł najszybciej, jak umiał, ze świadomością, że
każda chwila czyni go coraz bardziej niegodnym zaufania. Obiecał. Znowu rzucił
jednak swoje słowa na wiatr, znów zawiódł. Był na siebie wściekły, jak mało
kiedy. Taki duży, a taki głupi. Taki dorosły, a taki niedojrzały. Że też
niektórym kibicom wydaje się, że Bartek przestał być przerośniętym dzieckiem,
które widzi nieco więcej niż czubek własnego nosa i końce swoich butów. Na
drugie imię powinien mieć „Egoista”, albo „Dupek” – jedno z dwóch, do wyboru,
do koloru.
Spojrzał na zegarek na swoim lewym
nadgarstku i rzucił kilka kolejnych kurw, widząc, że do umówionej pory
spotkania pozostało mu pół godziny, podczas gdy do przejechania miał jeszcze
jakieś 50 kilometrów i Bóg wie ile do przejścia. Miał ochotę wyrzucić klucze
pobrzękujące w jego kieszeni i pokonać biegiem dystans dzielący go od miejsca
jego przeznaczenia. Od wszystkich rzeczy, które miał do powiedzenia, od spraw,
które musiał załatwić i od zaufania, które po raz kolejny miał zawieść.
Boże,
jeśli istniejesz i mnie słyszysz, to błagam, ratuj mnie.
Omal nie popluł się ze zdumienia,
kiedy tuż przed nim na poboczu zatrzymał się samochód i wysiadła z niego młoda
kobieta. Blondynka. Ładna. Bez szału. Miał ochotę dać sobie w twarz za takie
myślenie, zwłaszcza w takiej chwili. Wyjął ręce z kieszeni, prostując się
nieco. Chciał zrobić wrażenie, chciał się spodobać. Głupi, pieprzony egoista.
Głupi, głupi Bartek.
- Podrzucić cię gdzieś? – spytała dziewczyna,
uśmiechając się przyjaźnie. – Nie wyglądasz, jakbyś wyszedł na poobiedni
spacer.
- Nie wyszedłem – wyjaśnił, wzruszając
ramionami. – I jeśli byłabyś tak miła, bardzo chętnie skorzystam z propozycji.
Interesuje mnie najbliższa stacja benzynowa.
Blondynka pokiwała głową i gestem
zaprosiła go do środka. Wsiadł do auta, uważając, by nie uderzyć głową o
stosunkowo niski dach. Kiedy podkurczył kolana, zatęsknił za jego maszyną,
pozostawianą na poboczu na pastwę losu. Przyjrzał się uważniej dziewczynie,
która pewnie trzymała kierownicę niewielkiej toyoty i zagryzała wargę,
odpalając silnik.
- Dzięki za pomoc – odezwał się,
posyłając dziewczynie uśmiech, który przez pewną osobę nazywany był „Bartkowym
uśmiechem numer 6”.
- Nie ma o czym mówić. Ala –
przedstawiła się blondynka, zmieniając pas na szybszy.
- Bartek.
- Wiem, kim jesteś. – Ala wzruszyła
ramionami. W końcu ludziom codziennie zdarza się podwozić siatkarzy
reprezentacji Polski, no nie?
Bartek rozważał poproszenie
dziewczyny o możliwość skorzystania z telefonu, nie był jednak pewien, czy nie
byłoby to z jego strony pewnym nadużyciem. Łapał się na tym, że studiował twarz
nowej znajomej milimetr po milimetrze i zatrzymywał wzrok tam, gdzie nie
powinien. Z każdą chwilą Ala wydawała się ładniejsza, a Bartek zsuwał na dalszy
plan cel swojej podróży i swoją, możliwe, że tym razem ostatnią, szansę. Ale
czy to była jego wina, że biała bluzka blondynki miała rozpięte cztery górne
guziki, zamiast trzech? Że jej usta były jakieś takie pełniejsze niż innych
dziewczyn? Może i miała oczy osadzone trochę za blisko siebie, ale generalnie
była ładna. Bartosz zdecydowanie przejawiał wszelkie objawy kompletnego egoizmu
i z reguły było mu z tym dobrze, wygodnie. Chyba, że musiał ratować rozpadający
się związek.
- Przestań się na mnie gapić –
napomniała go Ala, śmiejąc się przy tym. – Trochę mnie to rozprasza.
- Zastanawiałem się tylko, czy… -
Odpowiedź a: nie poszłabyś ze mną na kolację, a później do twojego mieszkania.
Odpowiedź b: nie poszłabyś ze mną od razu do swojego mieszkania. Odpowiedź c:
nie poszłabyś ze mną. W tango. – Mógłbym skorzystać z twojego telefonu?
- Jasne, jest w torebce na tylnym
siedzeniu. Dosięgniesz? – Tango chyba musi poczekać.
Bartek „Dupek”/”Egoista” Kurek
wybrał jedyny numer, który znał na pamięć, modląc się, by w odpowiedzi nie
usłyszał tylko poczty głosowej. Cholera, wyjątkowo dużo się modlił, jak na
niewierzącego.
- Tak? – Jest! Cholera jasna, jest! –
Słucham?
- Miłka?! Tutaj Bartek. –
Odpowiedziała mu głucha cisza. – Miłka, przepraszam. Cholernie cię przepraszam.
Złapałem gumę, a mój telefon się rozładował, no i… będę najszybciej, jak się
da. Poczekasz?
Znowu nie odpowiedziała. Wyobraził
sobie jej zaciśnięte wargi i duże, brązowe oczy. Widział ją siedzącą w fotelu i
przyciskającą telefon do ucha. Był pewien, że toczyła walkę z samą sobą o to,
czy w ogóle się do niego odezwać, że żałowała, iż kiedykolwiek mu zaufała.
- Jesteś dupkiem, Bartuś – wycedziła
i rozłączyła się.
Miał ochotę się zaśmiać. Te trzy
słowa oznaczały tyle, że poczeka. Że będzie siedziała w brązowym, skórzanym
fotelu i analizowała wszystkie spędzone wspólnie lata, ale poczeka. Wiedział,
że jeszcze nie wszystko stracone, że może chociaż tym razem jej nie zawiedzie.
Może tym razem się uda. Dorośnij, Bartosz, przede wszystkim dorośnij.
- Miłka? To twoja dziewczyna? –
spytała Ala, nie mogąc pohamować ciekawości. – Swoją drogą od jakiego imienia
jest to zdrobnienie?
- Od Bogumiły – odpowiedział i
parsknął śmiechem. – Jej rodzice mieli ciekawe pomysły – wytłumaczył,
przypominając sobie starszego brata brunetki – Józefa i młodszego – Bożydara.
Dziwaczna rodzina.
Kiedy zauważył znak informujący, że
do najbliższej stacji benzynowej pozostało im do przejechania 500 metrów,
Bartek o mało nie krzyknął. Zdąży. No, dobra, nie zdąży, ale spóźni się o wiele
mniej, niż przypuszczał. Ala, która wciąż nie otrzymała odpowiedzi na pytanie,
kim jest Miłka, uśmiechnęła się do swojego pasażera i zaproponowała, że poczeka
z nim na pomoc drogową.
- Nie trzeba, naprawdę – odparł uradowany
Kurek. – Ale, hej, jakbyś czegoś potrzebowała, to zapiszę ci mój numer. No… I
szczerze mówiąc, mam nadzieję, że będziesz czegoś potrzebowała.
***
Który to już raz naiwnie wierzyła,
że się zmienił? Jak długo miała jeszcze czekać, ile ostatnich szans trzeba było
mu dać, by wreszcie zrozumiał? Była zła i rozgoryczona. To wszystko miało wyglądać
inaczej, niekoniecznie tak pięknie jak w bajkach, ale inaczej. Tylko że do tego
potrzebowała też jego. Jego szczerości, lojalności i odrobiny chęci.
Była głupia, przez tak długi czas
pozwalając mu się okłamywać. Wiedziała, co działo się, kiedy Bartek przez cały
rok grał we Włoszech czy w Rosji. Tymczasem wszystkim, czego ona chciała była
normalność. Związek oparty na wzajemnym zaufaniu. Chciała usłyszeć prawdę, nawet
tę najgorszą. Chciała wiedzieć, czym zawiniła, że traktował ją jak śmiecia. Jak
niepotrzebny przedmiot, stojący na środku holu, o który non-stop się potykał. To
nazywał miłością? O tym mówił, kiedy prosił o kolejną szansę i obiecywał
poprawę?
Już nie pamiętała, dlaczego ani jak
to wszystko się zaczęło. Byli młodzi. Bardzo młodzi, może nawet za bardzo.
Szukali czegoś więcej niż to, co dawał im ten świat, no i znaleźli siebie. Ona,
siedemnastoletnia wówczas Miłka, bez konkretnego pomysłu na życie i on –
dwudziestoletnia gwiazda siatkówki, Bartek Kurek, przyszły lider reprezentacji,
najlepiej zapowiadający się zawodnik, bla, bla, bla. Znaleźli w sobie oparcie.
On pomógł jej zajrzeć w głąb siebie i znaleźć jakiś punkt odniesienia, zobaczyć
przyszłość w innych barwach niż czarny i biały. Ona była dla niego ostoją.
Uspokajała go po przegranych meczach, pozwalała się wypłakać w swoich
ramionach, całowała go w czoło i nie przerywała, kiedy krzyczał, że to wszystko
jest takie niesprawiedliwe. Byli młodzi, zakochani, zależni od siebie nawzajem.
A teraz? Jacy byli teraz? Zagubieni.
Nienawidzili się, ale byli od siebie zbyt uzależnieni, by zakończyć tę chorą
relację. Wyniszczali się nawzajem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Bo
przecież to Bartek był egoistą, to Bartek ją zdradził, to Bartek ją znieważał.
To była jego wina, prawda? Mówiąc bardzo potocznie – gówno prawda. Jasne, nie
był niewiniątkiem. Ale Miłka zostawiła go samego na pastwę wielkiego świata i
wielkiej siatkówki. Tłumaczyła sobie, że przecież pchał się tam na własne
życzenie, że nikt nigdy nie kazał mu opuszczać Bełchatowa. Mógł tutaj spokojnie
poczekać, aż Miłka skończy studia i będą mogli razem wyjechać. Tymczasem on
musiał mieć wszystko natychmiast, od razu, kiedy tylko poczuł, że nadarza się
jakaś dobra okazja, wykorzystywał ją. Bez względu na wszystko.
Miłka tęskniła. Od trzech lat jej
życie polegało na nauce i wpatrywaniu się w pusty ekran telefonu z nadzieją, że
pojawi się na nim Bartkowe zdjęcie i będzie mogła z nim porozmawiać. Ale on
dzwonił tak rzadko, a kiedy już dzwonił, mówił tak niewiele… Często mówi się,
że ludzie zamiast ze sobą żyją obok siebie, a oni? Byli od siebie daleko, byli
zgubieni i wciąż zakochani. I nie mieli odwagi, by to skończyć raz na zawsze.
Byli tchórzami.
Sięgnęła po szklankę wypełnioną
alkoholem. Topiła smutki, bo nie umiała się z nimi zmierzyć. Zapijała tęsknotę,
żeby ta jej nie przerosła. Miłka była słaba, bo całą jej siłą był Bartek. A od
dawna już do dla niej nie było.
Nie wiedziała, dlaczego za każdym
razem, kiedy pojawiał się w jej drzwiach, pozwalała mu wejść. Dlaczego nie
wyrzuciła go z domu, nie spakowała wszystkich jego rzeczy i sama nie wyjechała
w cholerę. Obiecywała to sobie za każdym razem, kiedy Bartkowy telefon
odbierała jakaś inna kobieta. Czy to Włoszka, czy Rosjanka. Raz chyba nawet
zdarzyła się Niemka, ale tego Miłka nie była pewna. Przecież Bartek o niczym
jej nie powiedział.
Nie miała siły. Słuchała jego
tłumaczeń, że to tylko koleżanka, że sąsiadka, że fizjoterapeutka i nie miała
nawet siły, by przez to płakać. Bartek był najgorszym, co mogło ją spotkać. Los
sprawił jednak, że był też najlepszym, co miała.
***
Zadzwonił po raz trzeci,
zastanawiając się, gdzie tak właściwie były klucze, które kiedyś mu dała. Niecierpliwił
się. No, bo ile można czekać? Miłka, na
litość, otwórz te drzwi. Jak na zawołanie usłyszał za drzwiami powolne człapanie,
a po chwili szczęk przekręcanego zamka. Uśmiechnął się mimowolnie, kiedy w
drzwiach pojawiła się zaspana Miłka, z tuszem do rzęs rozmazanym pod oczami i
lekko opuchniętymi powiekami.
Dziewczyna odsunęła się, aby Bartek
mógł przejść i zamknęła drzwi, powstrzymując ziewnięcie. Podreptała za nim do
salonu, gdzie na stole wciąż stała pusta butelka po wypitym czerwonym winie, a
na dywanie leżał kot oskarżycielsko wbijający w Bartka swoje zielone ślepia.
Miłka wyglądała jak jedno, wcale nie takie wielkie nieszczęście. Po raz kolejny
Bartek chciał dać sobie w twarz, zdając sobie sprawę, że to wszystko jego wina.
- Miłka, ty w ogóle możesz mi
wybaczyć? – spytał niepewnie.
- Może. Nie wiem – wzruszyła ramionami,
siląc się na obojętność. – A czy ktoś normalny na moim miejscu by ci wybaczył?
- Pewnie nie. – Trafne spostrzeżenie,
Bartku, punkt dla ciebie! – Sam bym sobie nie wybaczył.
- Ale w twoim przypadku to nie jest
przejawem normalności.
Bartek zaśmiał się i podszedł bliżej
brunetki, która momentalnie odsunęła się od niego. Bała się jego dotyku i bólu,
który mógłby jej nim zadać.
- Bartek, kropla, która przelewa
czarę wcale nie musi być gorzka – pisnęła Miłka, odwracając się tyłem do
chłopaka i wpatrując w jakiś bliżej nieokreślony przedmiot za oknem. –
Zwłaszcza w naszym przypadku. – Bartek pokiwał głową, dając znak, że rozumie.
Naprawdę chciał rozumieć. – Wiesz, czego najbardziej żałuję? Tego, że tak
cholernie cię kocham. Że nie umiem żyć bez ciebie, chociaż nie wyobrażam sobie,
że po tym wszystkim mogłabym być z tobą.
- Miłka, ja wiem, że zawiodłem i…
- Nic nie wiesz, Bartuś – zaśmiała się
gorzko, kręcąc głową. – Nic nie wiesz. Nie masz pojęcia, co się czuje, kiedy
ukochana osoba traktuje cię jak niepotrzebny przedmiot. Boże, masz takie
cholerne szczęście, że jestem ci tak bardzo oddana, a nie potrafisz tego
docenić.
- Docenię, Miłka, ale…
- Ale? Nie masz już prawa do żadnego
ale, Bartek. Wiesz, że jestem twoja i perfidnie to wykorzystujesz. Prawie od
samego początku. Jeśli mnie kochałeś, dlaczego mnie zostawiłeś? Interesowało
cię, jak się poczuję, kiedy ty po raz kolejny będziesz podrywał jakąś pustą
dziewczynę, która poleci na twoją sławę i pieniądze? Oczywiście, że nie! – Krzyczała.
Nie mogła się powstrzymać. – Wiesz, dlaczego? Bo jesteś egoistą, pieprzonym
egoistą, Bartuś.
- Miłka, KO-CHAM-CIĘ –
przesylabował, przekrzykując brunetkę.
- Gdybyś mnie kochał, nie zrobiłbyś
mi tego wszystkiego.
- Kocham cię, potrzebuję cię i nie
pozwolę ci odejść – oznajmił, przygarniając Miłkę do siebie, mimo jej usilnych
protestów i prób wyrwania mu się. – I już nigdy, przenigdy cię nie zawiodę. Przysięgam,
Miłka, przysięgam. Tylko daj mi tę jedną, jedyną szansę.
- Potrzebujesz mnie. No właśnie.
Przyznaj, że to o to chodzi.
Nie umiała powstrzymać łez, które
wsiąkały teraz w bluzę Bartka, znacząc ją mokrymi śladami. Nienawidziła go,
prawie tak mocno, jak go kochała. I nie była w stanie tego zmienić.
- Miłka, wracam do Bełchatowa –
oznajmił Bartek. – Do ciebie. Bo chcę być blisko i dać nam szansę. Poczekam na
ciebie tak długo, jak będzie trzeba.
– Już nie mam siły czekać i tęsknić.
Ani wybaczać. Bartek, to jest ostatni raz. Nasz, twój, mój. Ostatni. Naprawdę
nie dam ci więcej szans.
- Naprawdę nie będziesz musiała.
I nagle jakoś tak wszystkie Ale,
Nadie, Eleny wyparowały mu z głowy. Był głupi, niedojrzały i marnował to, co
dostał od losu. Był słaby. A Miłka była jego siłą. Dobrze, że pozwoliła mu
zostać. Pocałował ją w czoło i przygarnął mocno do siebie. Jeśli ona nie była
aniołem, to Bartek był pewien, że takowe wcale nie istniały. Głupi ma zawsze
szczęście, no nie? A Bartek Kurek miał szczęście do potęgi entej.
*
hejka
ja i Bartek przyszliśmy was zabić naszą głupotą
przepraszam, jestem chora
ale, hej, wracam!
dobra, już nic nie mówię
jesteście?
Jaką głupotą, moja droga? Jaką głupotą? Powinnam cię trzepnąć, a nie! Przez Ciebie jeszcze bardziej chce mi się coś o siatkówce czytać i pisać, niech ten sezon reprezentacyjny już się zacznie, hm? Byłabym wdzięczna, zwłaszcza że Kartosz Burek wraca i znowu będę mogła się z niego pośmiać.
OdpowiedzUsuńAle ja nie o tym chciałam. Bo mi się to powyżej bardzo spodobało i to już od pierwszych linijek, zwłaszcza to w jaki sposób opisałaś Kurka, nie jako dorosłego i odpowiedzialnego Bartosza, a pogubionego, latającego za panienkami i niezdecydowanego Bartusia, który sam już nie wiedział, czego w życiu pragnie. Bo jakby nie patrzeć w Bełchatowie było mu dobrze - jednej z najlepszych klubów, tłum fanek, a przede wszystkim - miał przy sobie Miłkę, którą stracił przez własną głupotę. Wyruszył w wielki siatkarski świat, zostawiając dziewczynę, która była przy nim w ciężkich momentach i go wspierała, ale była w też w chwilach radości. Faceci to tacy dziwni czasem są i niełatwo ich zrozumieć, jednak potrafią pokazać, że kiedy im zależy, to walczą do końca. I Bartek wrócił do Bogumiły, zawalczył o nią, choć ona się wahała (co nie jest dziwne) i nie była pewna, czy jest gotowa, by ponownie pozwolić się Kurkowi do siebie zbliżyć. Ale że "miłość ci wszystko wybaczy...", to koniec końców zdecydowała się mu zaufać i spróbować zbudować ich relację od nowa. Więc może jednak jest nadzieja, że Bartuś na Bartosza wyrośnie. ;) Bo ja jestem pewna, że to tak naprawdę z niego jest duże, mądre chłopisko, co udowodnił na samym końcu.
No i to tyle ode mnie, pozdrawiam, ściskam i życzę dużo weny. :*
Och, oczywiście, że jesteśmy - gdzieś w nocy, uciekając przed geografią, ale jesteśmy. Wiesz, brakuje mi Bartka, cholernie mi go brakuje, bo chciałabym żeby wrócił do Bełchatowa i przestał odstawiać ten cyrk. Do nas, do innych, ale też przede wszystkim do Miłki. I lubię to Bartkowe niezdecydowanie i głupotę, i uwielbiam jak piszesz, i kocham jak sobie tu wracasz.
OdpowiedzUsuńSpieszę ze swym słowem! (Miało być wczoraj, ale życie we mnie umarło, wybacz tę obsuwę) Także ten... Gdzie powinnam zacząć? Może od tego naszego Bartusia nieszczęsnego. Co jak co, uwielbiam Kurasa, zwłaszcza w takiej roli. Bo on - tak, jak już Ci pisał na Twitterach - cholernie pasuje na takiego głupka, co to przez swój wzrost nie widzi tego, co ma pod nosem i psuje wszystko to, co dookoła. I nie widzi, że ma taką Miłkę. Jeju, złota dziewczyna! Drugiej takiej by nie znalazł. Każda inna kopnęłaby go w dupala i tyle by miał. Ale Miłka? Łał, poraziła mnie jej postać... I jej cierpliwość, jej wierność, oddanie i jej... miłość. Kurczę. Nie umiem tego ubrać w słowa. Po prostu jej siła w jej słabości jest genialna. Super ona jest. I Ty też jesteś super.
OdpowiedzUsuńCzytając za pierwszym razem myślałam, że będziemy tutaj mieli love story z udziałem Ali. Naprawdę. Idzie sobie Kurek, bo mu auto padło, nagle z nieba spada mu panna i pewnam była, że to ona jest tą bohaterką. Ale tu mnie zrobiłaś pięknie w konia, zamydliłaś oczy i BAM! Jest Miłka. Którą Bartuś bardzo kocha, tylko dość często o tym zapominał. Wytargać go za uszy! A potem ukochać. A niech ma tę swoją ostatnią szansę i jej nie marnuje. Ma nawet moje błogosławieństwo. :D
No i o jakiej głupocie Ty mi tu mówisz, co? Bo ja jej kompletnie nie widzę. A jeśli już, to ja proszę o więcej! Bo czytało się świetnie! Lekko, przyjemnie, z humorem - to chyba moja ulubiona narracja, a tutaj nam taką zaserwowałaś i ajajajaj, LUBE TO! :) Także jest cud, miód i malina, czekam na kolejne, równie piękne teksty.
Buziaczki i uściski! :)